Prawo do życia
Etykiety
- aborcja
- fakty
- dziecko
- życie
- prawo do życia
- Obrazki pro-life
- in vitro
- manipulacje i kłamstwa
- demitologizcja
- film
- świadectwo
- Hitler
- Lenin
- Jan Paweł II
- eugenika
- ocalona
- wywiad
- "to be born"
- 180 stopni
- AKCJE na bieżąco
- Gianna Jessen
- Historia
- Joanna Najfeld
- Naprotechnologia
- Nick Vujcic
- Pomysły na obronę życia
- Telefon życia
- Unia Europejska
- Wanda Nowicka
- Zabiłam - żałuję
- darnapro.pl
- eutanazja
- gender
- lobby aborcyjne
- mamproces.pl
- życie bez rąk i nóg
wtorek, 24 września 2013
niedziela, 22 września 2013
Lacey i Christian - prawdziwa miłość nie odrzuca, lecz przyjmuje :)
VIDEO: http://www.youtube.com/watch?v=oWCbkyR0cy0
Oficjalny fanpage Lacey i Christiana: https://www.facebook.com/LaceyandChristianBuchanan?fref=ts
Oficjalny fanpage Lacey i Christiana: https://www.facebook.com/LaceyandChristianBuchanan?fref=ts
wtorek, 10 września 2013
niedziela, 14 lipca 2013
sobota, 13 lipca 2013
Gender - bezwzględna walka o własne interesy przeciw prawdzie i dobru
Z ks. dr. hab. Dariuszem Oko, filozofem i teologiem, wykładowcą
Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie, rozmawia Jolanta
Krasnowska-Dyńka.
Księże Doktorze dużo mówi się ostatnio o filozofii
gender. Mam jednak wrażenie, że wielu Polaków, w tym polityków, tak
naprawdę nie rozumie, o co w tym wszystkim chodzi. Proszę powiedzieć,
czym jest filozofia gender?
Przede wszystkim należy mówić o ideologii gender, a
nie o filozofii, gdyż ta opiera się na poszukiwaniu prawdy i dobra.
Tymczasem ideologia to narzędzie bezwzględnej walki o swoje interesy,
także kosztem prawdy i dobra. Jej celem jest zwycięstwo poglądów i
zaspokojenie egoistycznych pragnień jakiejś grupy społecznej kosztem
największej nawet krzywdy innych. Dlatego gender to klasyczny przykład
ideologii, ponieważ staje się narzędziem bezwzględnej walki o korzyści
dla ateistycznego gender i homolobby.
Sama nazwa pochodzi od angielskiego słowa „gender”,
co było wcześniej oznaczeniem gramatycznym płci, w odróżnieniu od słowa
„sex”, oznaczającego płeć biologiczną. Obecnie słowo „gender” zaczęto
używać do określenia płci w znaczeniu kulturowym. To jest też główne
założenie tej ideologii, że nasza płeć jest przede wszystkim określana
nie biologicznie, ale kulturowo w procesie wychowania, co oznacza, iż
nie rodzimy się jako istoty płci męskiej albo żeńskiej, ale takimi
jesteśmy kreowani po urodzeniu. Zwolennicy tej teorii twierdzą, iż nasza
tożsamość płciowa nie wynika z natury, ale z kultury, można powiedzieć,
że jest naszym wymysłem albo nawet rodzajem fantazji. A co za tym
idzie: jest plastyczna, więc może być kształtowana w procesie
wychowania, teraz najlepiej zgodnie z ideologią gender. Skoro jednak -
według tej teorii - rzecz tak naturalna jak płeć może być kreowana
kulturowo, to tym bardziej kształtowane może być wszystko.
Jakie są źródła tej ideologii?
Przede wszystkim ateizm, który opiera się na
fundamentalnym, fałszywym założeniu nieistnienia Boga, a co za tym idzie
- błędnie rozumie człowieka i świat. A skoro jest błędem, ma złe
konsekwencje. Największe błędy kulturowe i gospodarcze, a zarazem
największe zbrodnie w dziejach ludzkości popełniali ateiści, czyli
wrogowie chrześcijaństwa, którzy nigdy za to publicznie nie przeprosili.
Ludzie będący wrogami Boga stają się najbardziej gorliwymi sługami
szatana, który jest źródłem ich myślenia. Ateiści potrzebują jednak
jakiegoś światopoglądu. Skoro marksim nie może spełniać już tych
funkcji, wymyślili sobie jego mutację, czyli genderyzm, twierdząc, iż
jest to misja, służba. Tak jak kiedyś „pomagali” robotnikom, zagarniając
przy tym całą władzę dla siebie, tworząc najgorsze, najbardziej krwawe
dyktatury w historii świata, tak teraz chcą „pomóc” ludziom odmiennym
seksualnie i przy tej okazji zdobyć totalitarną władzę.
Jakie są inne korzenie ideologii gender?
Walczący geje, którzy swój zaburzony sposób życia
chcą wypromować jako najlepszy, dorabiając usprawiedliwiającą teorię do
swojego postępowania. Są też feministki - często lesbijki, które pod
przykrywką haseł o wyzwoleniu kobiet chcą je „uwolnić” od małżeństwa,
macierzyństwa, rodziny i mężczyzn. Ponadto ideologię gender popierają
wszyscy wrogowie Boga i religii, szczególnie religii biblijnych -
chrześcijaństwa, judaizmu i islamu. Znaczącą siłą są masoni, ale także
grupa najbogatszych miliarderów amerykańskich, którzy doszli do
przekonania, że na Ziemi jest za dużo ludzi i dlatego inwestują
gigantyczne pieniądze w antykoncepcję, aborcję oraz rozwój i
propagowanie ideologii gender. Ludźmi opętanymi seksualnością jest o
wiele łatwiej manipulować, bo ich umysł jest pochłonięty głównie tą
dziedziną. W naszym kręgu kulturowym gender stało się główną bronią
wrogów wiary. Genderyzmu i chrześcijaństwa nie da się pogodzić, podobnie
jak bolszewizmu i chrześcijaństwa.
Jakie mogą być konsekwencje tej ideologii? Nie tak
dawno usłyszeliśmy, że rząd chce zliberalizować zasady nadawania imion -
dopuszczalne mają być imiona nieprzypisane do żadnej płci. Mówi się
także o zmianie szkolnych podręczników, ponieważ mniejszości seksualne
domagają się, by dzieci uczyły się o „różnych wzorcach rodziny”. Jednym
słowem, chodzi o to, by prócz wzorców tradycyjnej rodziny - z mamą i
tatą - pojawiły się także inne.
Genderyści chcą władzy totalnej, chcą uczynić nas
niewolnikami lub zakładnikami swojej ideologii. To widać choćby w
niesamowitej arogancji i nienawiści, z jaką nieraz mówią o nas w mediach
i w polityce. Nie jest przypadkiem, że ateiści najbardziej popierający
genderyzm w polityce i mediach, jak Janusz Palikot i Jerzy Urban,
ustanawiają też polskie rekordy języka cynizmu, nienawiści, wulgarności i
pogardy. Tak depczą podstawowe prawo człowieka do poszanowania jego
godności, ale także inne prawa. Należy tu wymienić również prawo do
udziału w życiu społecznym, demokratycznym i medialnym, które jest
niszczone przez wykluczanie mediów opozycyjnych, bo nie ma demokracji
bez opozycji, a nie ma opozycji bez wolnych mediów.
Zwolennicy gender chcą wprowadzić obowiązkowe dla
wszystkich wychowanie seksualne według programu genderystów. W ich
podręcznikach zakazane są takie słowa, jak: „matka”, „ojciec”,
„małżeństwo”, „wierność”, a promuje się takie, jak „rodzic A”, „rodzic
B”, „partnerstwo na odcinek czasu życia”. Ogólnie ich program opiera się
na niezwykle prymitywnej antropologii, miłość redukuje do fizjologii,
promuje seks bez zasad i ograniczeń, czyli niesłychaną rozwiązłość. Znam
to dobrze z różnych krajów Zachodu, gdzie spędziłem dziesięć lat. W
konkretach wygląda to np. tak, że podczas takich lekcji w Niemczech
12-letnie dziewczynki są zmuszane do tego, aby na sztuczne penisy
nakładać prezerwatywy, a potem je lizać jak lizaki i oceniać ich smaki.
Rodzicom za nieposłanie dziecka na takie lekcje grozi nawet więzienie i
odebranie praw rodzicielskich. W Szwajcarii, w Bazylei, do przedszkoli
4-letnim dzieciom dostarczono sztuczne penisy w stanie wzwodu i
rozchylone waginy, aby tym się bawiły. Bo według genderystów seks
koniecznie musi być uprawiany już od powijaków. To szczególnie wyraźnie
pokazuje, z kim mamy do czynienia. Widać, że realizuje się tu szatański
plan: deprawacja i ateizacja poprzez seksualizację. Ludzie opętani
seksem chcą, by wszyscy inni żyli podobnie, i jest to niezwykle groźne,
bo niszczy kolebkę człowieczeństwa, zaburza albo uniemożliwia rozwój
człowieczeństwa, burzy przyszłość rodziny. Po takim wychowaniu młodzież
łatwo może popaść w rozwiązłość, stać się niezdolna ani do wiary, ani do
małżeństwa i rodziny. Wprowadzać genderyzm do szkół to tak, jakby
wprowadzać obowiązkowe lekcje pornografii. To jest straszny gwałt na
duszy dziecka, który może zrujnować całą jego przyszłość, i niesłychana
pogarda dla godności i praw najmłodszych oraz ich rodziców.
Co możemy zrobić, by do tego nie dopuścić?
Przede wszystkim nie pozwolić, by ludzie zaburzeni
ideologicznie i seksualnie mieli wpływ na edukację naszych dzieci.
Musimy też głośno mówić, iż wychowywanie wbrew przekonaniom rodziców
jest przestępstwem, które państwo ma obowiązek ścigać i karać. Trzeba
uczestniczyć w marszach i innych formach protestacyjnych, pisać i
wysyłać listy do minister edukacji narodowej i innych członków rządu,
skandale nagłaśniać w mediach i szukać pomocy prawnej, nie obawiać się
walki sądowej. Konieczne jest też kontrolowanie tego, co dzieje się w
szkole, np. wprowadzanie nowych zajęć. Dyrektor szkoły nie ma prawa nic
robić w tej dziedzinie bez wyraźnej zgody rodziców. Bardzo ważne jest
nagłaśnianie wszelkich nadużyć, bo zło lubi działanie w ciemności.
Dziękuję za rozmowę.
Echo Katolickie 27/2013
środa, 10 kwietnia 2013
O wyzwaniach bioetycznych, przed którymi stoi współczesny człowiek
Dokument przyjęty na 361. Zebraniu Plenarnym Konferencji Episkopatu Polski. Warszawa, 5 marca 2013 r.
O WYZWANIACH BIOETYCZNYCH,
PRZED KTÓRYMI STOI WSPÓŁCZESNY CZŁOWIEK
PRZED KTÓRYMI STOI WSPÓŁCZESNY CZŁOWIEK
„Upomnę się też u człowieka o życie człowieka
i u każdego – o życie brata” (Rdz 9,5)
i u każdego – o życie brata” (Rdz 9,5)
1. Człowiek dobrej woli wobec cywilizacji śmierci i na rzecz kultury życia
Prawo do życia jest fundamentalnym prawem człowieka, na którym
wyrastają wszystkie jego pozostałe prawa. Ono jest też podstawą
wszystkich innych dóbr, które stają się udziałem człowieka. Paleta
stanowisk jest tu imponująco rozbudowana, co sprawia, że pierwszym
zadaniem chrześcijanina jest ukształtowanie swojego sumienia w zgodzie
z nauczaniem Kościoła oraz uzyskanie poprawnej i rzetelnej wiedzy na temat początków człowieka.
Nie wolno opierać się na uproszczonych informacjach medialnych.
Uczciwość i roztropność – niezbędne do rozstrzygania najbardziej
fundamentalnych pytań – buduje się na wrażliwości moralnej i wiedzy.
Wrażliwość tę uzyskuje się przez pogłębienie życia religijnego w komunii
z Bogiem. Z kolei wiedza nie ma wyłącznie charakteru religijnego, ale
w punkcie wyjścia opiera się na osiągnięciach naukowych. Stąd
w deklaracji Kongregacji Nauki Wiary Quaestio de abortu procurato, a następnie w encyklice Evangelium vitae
przypomniano: „Skoro tylko komórka jajowa ulega zapłodnieniu,
rozpoczyna się życie, które nie należy już ani do ojca, ani do matki,
ale do nowej, żyjącej istoty ludzkiej, która rozwija się dla siebie
samej. I nigdy nie stanie się ludzką, jeśli już wtedy nią nie była.
Najnowsza genetyka bardzo jasno potwierdza to wszystko, co zawsze było
oczywiste. (…) Wykazała mianowicie, że istota żyjąca ma już od pierwszej
chwili stałą strukturę, czyli informację genetyczną (…). Od momentu
zapłodnienia rozpoczyna się cudowny bieg każdego życia człowieka,
którego jednak wszystkie wielkie zdolności wymagają czasu na właściwe
uporządkowanie i przygotowanie do działania” (Quaestio 12–13; por. także EV 60).
W sprzeczności z powyższymi stwierdzeniami stoją opinie o skrajnie
subiektywnym charakterze, w których sugeruje się, że życie człowieka
zaczyna się dopiero od któregoś momentu jego rozwoju. Tymczasem już
nauki biologiczne pozwalają stwierdzić, że w rozwoju człowieka nie mają
miejsca żadne skokowe i jakościowe zmiany. Cały rozwój dokonuje się
w sposób ciągły. Nie da się stwierdzić też żadnego okresu ważniejszego
od innych. Każdy moment w tym rozwoju zakłada poprzedni, aktualny zaś
stanowi nieodzowny warunek następnego. Natomiast jedynym w swoim rodzaju
zdarzeniem jest właśnie poczęcie człowieka. Wszystkie kolejne momenty
jego życia są konsekwencją tego pierwszego, najważniejszego. W końcu wszelkie wątpliwości co do istnienia człowieka należy rozstrzygać na korzyść życia i stanowczo sprzeciwiać się działaniom zagrażającym człowiekowi.
Jan Paweł II formułuje tę normę jednoznacznie: „nawet samo
prawdopodobieństwo istnienia osoby wystarczyłoby dla usprawiedliwienia
najbardziej kategorycznego zakazu wszelkich interwencji zmierzających do
zabicia embrionu ludzkiego” (EV 60).
Dla człowieka wierzącego podstawowe wskazanie płynie z bezwzględnego
nakazu Bożego wyrażonego w piątym przykazania Dekalogu: „nie będziesz
zabijał” (Wj 20,13), które swoje uzasadnienie znajduje w prawdzie, że
„życie ludzkie od początku zakłada działanie Boga Stworzyciela”
(Encyklika Mater et Magistra 194) i przynależy wyłącznie do
Boga, oraz w najważniejszym przykazaniu miłości Boga i bliźniego (por.
Mt 22,36–40). Kto więc niszczy życie ludzkie, występuje wprost przeciwko
Bogu i Jego prawom. Stąd właśnie bierze się Boże ostrzeżenie skierowane
na samym początku Biblii do osób niszczących życie ludzkie: „Upomnę się też u człowieka o życie człowieka i u każdego – o życie brata”
(Rdz 9, 5). Także Jan Paweł II mocą władzy apostolskiej podkreślał, że
„bezpośrednie przerwanie ciąży, to znaczy zamierzone jako cel czy jako
środek, jest zawsze poważnym nieładem moralnym, gdyż jest dobrowolnym
zabójstwem niewinnej istoty ludzkiej” (EV 62). Papież dodał następnie:
„Ocena moralna przerywania ciąży dotyczy także nowych form zabiegów
dokonywanych na embrionach ludzkich, które chociaż zmierzają do celów
z natury swojej godziwych, prowadzą nieuchronnie do zabicia embrionów”
(EV 63). Ojcu świętemu chodziło tu o: eksperymenty na embrionach,
wykorzystanie ich jako „materiału biologicznego”, źródła organów albo
tkanek do przeszczepów, służących leczeniu niektórych chorób, prenatalne
techniki diagnostyczne, jeżeli są one motywowane racjami eugenicznymi
(EV 63).
2. Istota zagrożeń dla życia ludzkiego w fazie prenatalnej
Papież Jan Paweł II dostrzegał niebezpieczeństwa dla życia ludzkiego
w fazie prenatalnej: „lęk budzą coraz liczniejsze i poważniejsze
zagrożenia życia ludzi i narodów, zwłaszcza życia słabego i bezbronnego”
(EV 3). Życie ludzkie jest wartością podstawową i niezbywalnym dobrem.
Domaga się bezwzględnej ochrony, a więc niezależnie od okresu i jakości
życia człowieka. Podważanie tego nakazu prowadzi do stopniowego
osłabiania ochrony dzieci nienarodzonych, nieuleczalnie chorych lub
ludzi starszych. Fałszuje też rzeczywistość, relatywizując wartość życia
i uzależniając od tego, czy nastąpiło już urodzenie lub czy człowiek ma
zdolność do decydowania o sobie samym. Tymczasem życie jest albo go nie ma – jego wartości nie trzeba uzasadniać, ale należy ją tłumaczyć i rozbudzać na nią wrażliwość swoją i innych.
Nie wolno też pomijać faktu, iż Bóg jest dawcą życia,
z czego wynika świętość życia i godność każdego człowieka. Kościół
czuje się w obowiązku go bronić od początku aż do naturalnej śmierci
oraz respektować wymagania zarówno prawa Bożego, jak i prawa
naturalnego. Zostają one przekreślone zwłaszcza przez stosowanie
procedur dopuszczających zabicie dziecka w okresie prenatalnym, tj.
przed jego urodzeniem.
Dokonuje się obecnie radykalna zmiana postrzegania rodzicielstwa
i brakuje wrażliwości na wyjątkowość oraz wartość każdego ludzkiego
życia. Taka postawa wynika z nadmiernego podkreślania uprawnień
jednostki w dziedzinach, które tradycyjnie są zastrzeżone dla
powszechnie obowiązujących praw zgodnych z naturą i godnością człowieka,
podstawą jego dalszych praw i obowiązków. W praktyce uprawnienia te
przyjmują postać bezwzględnego panowania silniejszych nad słabszymi,
dorosłych nad nienarodzonymi, zdrowych nad chorymi.
Praktykowany relatywizm polega na poddawaniu dyskusji podstawowych
pojęć: godności, życia, zdrowia i samego człowieczeństwa. A przecież
pojęcia te w naszej cywilizacji – sięgającej korzeniami do kultury
greckiej, rzymskiej i chrześcijańskiej – mają znaczenie uniwersalne.
Sukces relatywizmu polega zaś na tym, że wymaga się od nas uzasadniania
ich znaczenia, a w końcu nawet obrony mocy zobowiązującej podstawowych
zasad moralnych. Trzeba tymczasem pamiętać, że zasadność tych pojęć jest
zrozumiała dla każdego człowieka dobrej woli i wsłuchanego w głos
swojego sumienia – jako takie nie wymagają one rozwinięcia i ciągłego
uzasadniania.
We współczesnym katalogu praw człowieka od pewnego czasu pojawia się
koncepcja przysługujących każdemu z nas tzw. praw reprodukcyjnych. Już
samo słowo „reprodukcja” wskazuje na kontekst przedmiotowy, podczas gdy
prokreacja zwraca uwagę na podmioty. Prawa reprodukcyjne oznaczają w istocie uznanie za podstawowe prawo
dostępu wszystkich par i pojedynczych osób do środków
antykoncepcyjnych, wczesnoporonnych i aborcji w celu decydowania
swobodnie o liczbie, odstępach czasowych i momencie sprowadzenia dzieci
na świat, jak również prawo do informacji o tych środkach.
W podobnym duchu formułowane są opinie, które zwracają uwagę na
cierpienia bezpłodnych par czy na liczne przypadki osobistych tragedii
kobiet, które osamotnione stają się matkami dzieci chorych lub
z niepełnosprawnością. Podnosi się wówczas argument, że „zmuszanie” tych kobiet do
urodzenia dziecka jest wymaganiem od nich heroizmu, do czego nikt nie
ma prawa, a nadto działaniem nieludzkim i pozbawionym wrażliwości. Stąd
ma się brać uzasadnienie dla prawa do posiadania dziecka poczętego
z pomocą metod sztucznych lub – z drugiej strony – do przerwania ciąży
w przypadku poważnej choroby, zagrożenia rozwoju lub wady genetycznej
dziecka poczętego, a jeszcze nieurodzonego. Co więcej, lekarzy z prawym
sumieniem, odmawiających uczestnictwa w diagnostyce prenatalnej
podejmowanej w celach eugenicznych, piętnuje się publicznie, oskarża
o łamanie prawa, a niekiedy karze, stosując sankcje dyscyplinarne,
zawodowe czy karne, a także pociąga do odpowiedzialności cywilnej za
tzw. wadliwe urodzenie. W tym ostatnim przypadku traktuje się bowiem
urodzenie chorego i niechcianego dziecka jako źródło zawinionej przez
lekarza szkody, którą ponosi matka lub rodzina.
W debacie etycznej i prawnej problem sprowadza się do tego, czy dziecko poczęte powinno być traktowane w kategoriach podmiotowych (jest kimś): jak każdy inny człowiek, który ma swoje prawa, czy też przedmiotowo
(jest czymś), to znaczy jedynie jak jakaś cenna rzecz, o którą należy
się troszczyć tylko w określonych granicach. Jeżeli przyjmiemy drugie
podejście, to w razie wyboru między interesami matki (np. choćby jej
zdrowie fizyczne czy psychiczne) a utrzymaniem ciąży – przeważać zawsze
będzie potrzeba kobiety. Jeżeli będziemy traktować dziecko poczęte jako
podmiot – wówczas jego interesy, w tym prawo do narodzin, nie będą mogły
być w podobnych sytuacjach negowane.
Narasta też wspomniana wyżej tendencja do relatywizacji wartości życia.
Osoba z niepełnosprawnością intelektualną bądź fizyczną, czy po prostu
z niską jakością życia, budzi emocje i litość. Wyrażają się one często
w przekonaniu, że lepiej byłoby dla tego człowieka, gdyby się nie
urodził. Utrzymuje się, iż dopóki żyją rodzice dziecka, będzie ono pod
odpowiednią opieką. Natomiast po ich śmierci – doświadczy zapomnienia
i opuszczenia. Czasem nawet ludzie wierzący nie potrafią sobie
uświadomić, że te osoby stanowią w istocie szczególne dobro – w nich
bowiem objawia się życie jako takie i ze względu na nie winny być
przyjęte i otoczone szacunkiem, a nie tylko ze względu na osiągnięcia
zawodowe lub społeczne, jakie staną się ich udziałem. Doświadczenie
bliskich tych osób pokazuje jednocześnie, że doznają z ich strony
niezwykle bezinteresownej miłości, ogromnej empatii i przeżywają z nimi
szczególnie głębokie więzi. Osoby te są dla nas świadkami wartości
ludzkiego istnienia i obecności Chrystusa w drugim człowieku. Obojętność
na ich sytuację, pozostawienie ich bez odpowiedniej opieki i wsparcia
obciążają po części sumienie każdego z nas.
W wyniku wskazanego zamieszania moralnego powszechnie przyjmuje się
pogląd, iż dopuszczalnymi środkami w rozwiązywaniu sytuacji niechcianej
ciąży lub dziecka poczętego z niepełnosprawnością jest rzekome prawo do aborcji (nazywane prawem do rezygnacji z ciąży) lub prawo dostępu do taniej antykoncepcji i środków wczesnoporonnych (stosowanych po współżyciu). Dla par bezdzietnych dopuszcza się z kolei – jako alternatywę dalszych starań o dziecko – procedurę poczęcia poza ustrojem matki zwaną powszechnie in vitro.
Procedura ta, znana w hodowli roślin i zwierząt, została wprowadzona do
medycyny i nie jest w istocie procedurą leczniczą. Jej celem jest
wytworzenie człowieka w laboratorium i przeniesienie go mechanicznie do
organizmu matki. W procedurze tej tworzy się większą liczbę zarodków
i poddaje się je selekcji. Część z nich jest w przewidywalny sposób
narażana na zniszczenie lub przeznaczona do zamrożenia. Po to, aby
zwiększyć szansę powodzenia zabiegu, do organizmu matki przenosi się
kilka embrionów. Po pewnym czasie sprawdza się ich rozwój i pozostawia
przeważnie jeden z nich – ten najlepiej oceniany. Pozostałe zostają
przeznaczone do selektywnej aborcji, w celu ograniczenia ryzyka
związanego z ciążą mnogą. Wobec wielkiej popularności w niektórych
środowiskach tej drogi radzenia sobie z niepłodnością zdziwienie budzi
fakt, że skuteczność metody in vitro mierzona liczbą urodzeń w stosunku do liczby prób zapłodnienia wynosi zaledwie kilka procent.
Nie do pominięcia w ocenie etycznej metody in vitro są
zagrożenia zdrowotne. Informacja genetyczna wyznaczająca możliwości
rozwoju człowieka jest określona już w czasie poczęcia. Decyduje ona
o indywidualnych przymiotach osoby, jak też przynależności do gatunku
ludzkiego. W pierwszych dniach zarodkowego życia człowieka
zachodzą procesy dostosowywania się nowo powstającego organizmu do
potrzeb dalszego istnienia. Metody sztucznej prokreacji człowieka zaburzają ten proces –
z uwagi na odmienne warunki środowiskowe, w jakich dokonuje się
połączenie komórek rozrodczych w laboratorium, w porównaniu do
naturalnych warunków organizmu matki.
Hormony aplikowane kobiecie celem jednoczesnego pozyskiwania kilku komórek jajowych (dla ich zapłodnienia in vitro) wpływają na cechy genetyczne zarówno tych komórek, jak i na zdrowie kobiety.
Niekiedy zostaje wywołany tzw. zespół hiperstymulacji jajników
z zaburzeniami krzepnięcia, obrzękami, zespołem depresyjnym i z
zagrożeniem życia włącznie.
Brak naturalnej bariery biologicznej, która zabezpiecza przed
łączeniem się komórek niedojrzałych lub uszkodzonych genetycznie,
dodatkowo sprzyja powstawaniu kolejnych zaburzeń u dziecka. Nierzadko
konieczne są następnie procesy naprawcze w postaci różnych kosztownych
terapii, dźwiganych następnie przez całe społeczeństwo, a nie przez
ośrodki odpowiedzialne za skutki podejmowanych praktyk. Notujemy
w przypadku tych zabiegów zwiększoną liczbę poronień samoistnych i zmian genetycznych, jak też częstsze urodzenia dzieci z wadami rozwojowymi.
Zagrożenia te wymagają stosowania diagnostyki przedimplantacyjnej, polegającej na wykrywaniu zmian genetycznych zarodka uzyskanego in vitro.
Na tej podstawie dokonuje się selekcji ludzi w fazie zarodkowej:
zauważone lub podejrzewane zmiany genetyczne stanowią podstawę do
decyzji o niszczeniu życia dziecka – jako niechcianego właśnie z powodu
zaburzeń genetycznych. Nierzadko dzieci bywają też odrzucane na tym
etapie ich rozwoju, gdyż są niechcianej przez rodziców płci. Toteż
metoda in vitro jest kolejnym eksperymentowaniem na człowieku. To „produkcja” człowieka, stanowiąca w istocie formę zawładnięcia życiem ludzkim.
Nadliczbowe embriony są mrożone w celu ich
przechowywania i ewentualnego wykorzystania w dalszych próbach uzyskania
ciąży, jeżeli wcześniejsze próby okażą się nieskuteczne. Już sam ten
proces uwłacza ludzkiej godności. Zresztą większość zamrażanych
i rozmrażanych embrionów obumiera w tym procesie lub staje się niezdolna
do dalszego zdrowego rozwoju. A przecież embrion to człowiek i każdy
z embrionów okazuje się bezradnym członkiem ludzkiej rodziny, którego
godność i prawa bezwzględnie podeptano.
Płciowość człowieka określa ludzką tożsamość i kształtuje całe jego życie.
Nie chodzi tylko o uzdolnienie do współżycia, biologicznej prokreacji,
osobowość, psychikę, emocjonalność, lecz również o charakter relacji między kobietą i mężczyzną,
w której to relacji seksualność buduje między nimi jedność, poczucie
bliskości i bezpieczeństwa. Seksualność umożliwia również, aby w sposób
zgodny z naturalnymi okresami płodności kobiety decydować
odpowiedzialnie o swoim potomstwie, z gotowością do przyjęcia każdego
dziecka. Z tym kontekstem ludzkiej prokreacji kontrastuje technika in vitro,
w której ta jedność i zespolenie między małżonkami zostają oddzielone
od aktu poczęcia: plemniki uzyskuje się od ojca w akcie samogwałtu,
manipuluje się wielokrotnie organizmem matki, a dziecko staje się
„produktem”.
Mając na uwadze właściwe zrozumienie natury relacji między
małżonkami, należy stwierdzić zgodnie z zamysłem Soboru Watykańskiego
II, że małżeństwo i miłość małżeńska z natury swej skierowane są ku
dobru małżonków oraz ku poczęciu, zrodzeniu i wychowaniu potomstwa.
Dzieci są najcenniejszym darem małżeństwa i w największym stopniu
przyczyniają się do dobra samych rodziców. Toteż prawdziwy
szacunek dla miłości małżeńskiej i cały sens życia rodzinnego zmierzają
do tego właśnie, aby małżonkowie, nie pomijając pozostałych celów
małżeństwa, skłonni byli mężnie współdziałać z miłością Boga Ojca, który
przez nich wciąż powiększa i wzbogaca ludzką rodzinę.
Małżonkowie chrześcijańscy powinni być świadomi, że w swoim postępowaniu
nie mogą kierować się własnym kaprysem. Zawsze mają działać w zgodzie
z dobrze uformowanym, dostosowanym do prawa Bożego, sumieniem. Decydując
się na większą liczbę dzieci i wyrabiając w sobie ducha ofiary,
nabywają szlachetną, ludzką i chrześcijańską odpowiedzialność, jak
również zyskują na wielkoduszności (por. Gaudium et spes 50).
Przedstawiony zamysł Boży wobec ludzkiej seksualności został, także
wśród ludzi Kościoła, przesłonięty przez coraz bardziej rozpowszechnioną
mentalność antykoncepcyjną. Sprawia ona, że nawet
katolicy tracą chęć bycia rodzicami kolejnych dzieci, zamykają się na
życie – z pomocą niemoralnych środków przeciwpoczęciowych lub
wczesnoporonnych – czy wręcz ulegają „pokusie jednego dziecka”. W ten
zaś sposób nie tylko przyczyniają się do pogłębiającego się kryzysu
demograficznego, ale również ograniczają swój rozwój duchowo-moralny,
zapominają o przyszłości własnej rodziny oraz ryzykują starość spędzaną
w samotności.
Sprzeciw wobec mentalności antykoncepcyjnej, która zafałszowuje
prawdę o ludzkiej seksualności, wymaga przede wszystkim osobistego,
głębokiego nawrócenia. Nakazuje odrzucić dominujący we współczesnej
kulturze sposób myślenia o dziecku jako o zagrożeniu i zbędnym ciężarze,
i spojrzeć na nie jako na szansę i bezcenny dar. Otwarcie na życie może
się wprawdzie łączyć z krzyżem, wiązać z wyrzeczeniami osobistymi
i finansowymi – trudno wszelako bez tego mówić czy myśleć o postawie
prawdziwie chrześcijańskiej.
Nie tylko antykoncepcja, lecz i domaganie się prawa do aborcji są wyrazem tej samej mentalności, która rodzi w człowieku poczucie,
że może dowolnie manipulować swoim ciałem, jakby nie uczestniczyło
w godności jego osoby, i decydować o skutkach własnej płodności w inny
sposób niż współdziałając z naturalnym porządkiem cyklu kobiety oraz
dbając o czasową wstrzemięźliwość. Antykoncepcja i aborcja to
dwie skrajności tej samej postawy, wyrażającej się krótko
w stwierdzeniu: „nie chcę mieć dziecka”. Wyrazem tej postawy jest
również zwracanie się ku metodzie in vitro jako sposobowi
poczęcia. Tym razem roszczenie brzmi: „chcę mieć dziecko” – nawet za
cenę powołania go do życia przez obcych ludzi w warunkach
laboratoryjnych, zabicia lub zamrożenia rodzeństwa w najwcześniejszej
fazie istnienia. Zwróćmy chociażby uwagę na konstrukcję cytowanych zdań:
wyrażają źle rozumiany sens rodzicielstwa – jako prawa do decydowania
o swoim dziecku, jako prawa do traktowania go jak przedmiot swoistej
własności.
Szczególnie niebezpieczne jest formułowanie prawa do aborcji ze
względu na wadę rozwojową dziecka. Dziecko to ma bezwzględne prawo do
tego, aby się urodzić, ma prawo kochać i być kochane. Domaganie się
prawa do aborcji stanowi wyraz wysoce niegodnego postępowania,
nawet jeśli jego źródłem miałby być lęk lub poczucie źle pojętej
odpowiedzialności za dziecko, wyrażanej w słowach: „nie udźwignę tego
ciężaru”.
W obu sytuacjach – w dramacie niepłodności, obawie związanej z ciążą – Kościół stoi po stronie człowieka.
Nie potępia nikogo, stara się podpowiadać dobre rozwiązania, w tym
realne leczenie przyczyn niepłodności, i budzić w sumieniach świadomość
godności ludzkiego życia w każdej fazie jego rozwoju. Kościół rozumie
pragnienia i obawy, ale też przypomina, że dobro nigdy nie może
być osiągane niegodziwymi metodami i że są zasady moralne, których
charakteru zobowiązującego nigdy nie wolno zawiesić. W
sytuacji, gdy małżonkowie są niezdolni do przekazania życia (w wymiarze
fizycznym) cel małżeństwa może wypełnić się w wymiarze duchowym
i jednocześnie praktycznym. Chodzi mianowicie o poświęcenie się
niepłodnych par na rzecz innych lub wielkoduszne przyjęcie do rodziny
jednego z ogromnej liczby dzieci oczekujących na adopcję.
Sprzeciw wobec wszystkich praktyk wymierzonych w życie ludzkie wyraża
się najpierw w jednoznacznym opowiedzeniu się po stronie życia. Oznacza
to zakaz bezczynności, niezajmowania wyraźnego
stanowiska. Konieczne jest zaangażowanie w czynną obronę ludzkiego życia
od chwili poczęcia. W szerszym społecznym i politycznym wymiarze należy
zadbać o niedyskryminowanie rodzin i politykę prorodzinną, otoczenie
szczególną troską rodzin wielodzietnych. Praktycznymi wyrazami takiej
postawy są: uwrażliwianie ludzkich sumień na prawo do życia każdej
ludzkiej istoty, niezależnie od jakości jej życia; pomaganie ciężarnym
matkom, znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej, a zwłaszcza
nakłanianym do aborcji; prowadzenie okien życia; duchowa adopcja dziecka
poczętego; modlitwa o rozwój kultury życia w dzisiejszym świecie,
poczynając od naszej Ojczyzny. Obojętność na los zagrożonych dzieci nie
jest postawą właściwą dla chrześcijanina, bo pozostawia bezbronnych
w rękach tych, którzy mają niewrażliwe sumienia na ich prawo do życia.
Natomiast jednoznaczna postawa uszanowania i chronienia każdego życia
ludzkiego, także chorego i słabego, ma wymiar chrześcijańskiego świadectwa – ukochania życia, ukochania bliźniego, a nade wszystko umiłowania Boga, dawcy i „miłośnika życia” (Mdr 11,26).
Nie wolno poprzestać na deklaracjach. Wielu chrześcijan staje wobec
dramatycznych decyzji, dotyczących odebrania życia nienarodzonemu.
Trzeba jednoznacznie powtórzyć: nie wolno czynić zła, aby osiągnąć
dobro. Żadne działanie, które prowadzi do zagrożenia życia
człowieka (także we wczesnych stadiach rozwoju) lub wprost do zabójstwa,
nie da się usprawiedliwić nawet najbardziej wzniosłym celem.
Źle realizowane pragnienie stania się rodzicami – ze zgodą na
„poświecenie” w tym celu kilku kolejnych istnień ludzkich (dzieci
nadliczbowe, „zdefektowane”, usunięte, bo po wszczepieniu do macicy
rozwijało się ich „za dużo”) – obciąża sumienie winą za ich śmierć.
Chrześcijanin musi troszczyć się o prawdę. Dlatego jego zadaniem jest też demaskowanie kłamstw,
wśród których szczególnie wiele szkody czynią sugestie, jakoby
zapłodnienie pozaustrojowe było leczeniem niepłodności. Ono niczego nie
leczy – niepłodni takimi pozostają, a „wyprodukowanie” dziecka
powierzają obcym.
Świeccy katolicy nie mogą zrezygnować z zaangażowania w życie publiczne:
z troski o szeroko rozumiane dobro wspólne, z uczestnictwa w wyborach,
aktywnego wspierania takich rozwiązań społecznych i prawodawczych, które
są zgodne z chrześcijańskim sumieniem. Ich zadaniem jest „przenikanie
duchem chrześcijańskim doczesnego porządku” ze świadomością, że rządzi
się on swoimi prawami (por. Nota doktrynalna Kongregacji Nauki Wiary
dotycząca pewnych kwestii związanych z udziałem i postawą katolików
w życiu politycznym, pkt 1, dalej: nota). Zadanie to obejmuje między
innymi obronę życia ludzkiego. Jest to szczególnie ważne obecnie, kiedy
próbuje się narzucić pogląd, że nie ma żadnych niezmiennych wartości
uniwersalnych, prawo powinno być tylko wyrazem woli większości, otwarte
na pluralizm światopoglądowy, kulturalny i polityczny. W imię fałszywie
pojmowanej tolerancji oczekuje się, wręcz – żąda od katolików, aby
zrezygnowali z wnoszenia do życia społeczno-politycznego tego, co
zgodnie z wiarą uznają za prawdziwe i słuszne. Doświadczenie pokazuje,
że przekonania katolików są dziś spychane na margines dyskusji
społecznych jako anachroniczne. Katolikom niemal nie wolno publicznie
przeciwstawiać się głoszeniu prawa do decydowania o rodzicielstwie.
Dotyczy to zwłaszcza kwestii związanych ze złem antykoncepcji, procedury
in vitro, aborcji, ideologii gender,
instytucjonalizacji związków osób tej samej płci, promocji wzorców
zachowań społecznych, które są sprzeczne z tradycyjnym modelem rodziny.
Tymczasem katolicy powinni być dumni ze swoich przekonań, gdyż w centrum
ich wiary stoi nie tylko powszechne ojcostwo Boga, Stwórcy
i Odkupiciela człowieka, ale także osobowa godność każdego bez wyjątku
człowieka oraz godność jego sumienia, które rozbrzmiewa kanonem wartości
uniwersalnych i niezmiennych, a zwłaszcza prawdy, miłości,
sprawiedliwości i solidarności.
Obowiązkiem każdego katolika biorącego udział w życiu publicznym jest
wierność nauczaniu Kościoła katolickiego i samemu Chrystusowi. Nie może
być mowy o jakimkolwiek kompromisie w kwestiach wiary i moralności. Podstawowym obowiązkiem osoby zaangażowanej w działanie na rzecz dobra wspólnego jest dbanie o jednoznaczność,
a jej postawa musi być czytelna dla innych. W każdej sytuacji katolik
ma być świadkiem Chrystusa. Może się to dla niego wiązać z dużą
odpowiedzialnością społeczną, osobistymi wyrzeczeniami, tym, że stanie
się przedmiotem publicznej krytyki, dystansowania się od niego czy nawet
odrzucenia. Nie do przyjęcia jest dla katolika dualizm postaw, a więc
wyznawanie innych zasad w życiu prywatnym, a innych w zaangażowaniu
publicznym i opowiadanie się za rozwiązaniami sprzecznymi z wyznawaną
wiarą. W ramach wyznaczonych przez chrześcijańską roztropność możliwe
jest korzystanie z „procedury dyplomatycznej", rozumianej jako
umiejętność mądrego życiowo postępowania, uznającego zasady
funkcjonowania instytucji demokratycznych, a umożliwiającego
odpowiedzialne uczestnictwo w społecznej czy politycznej dyskusji.
Rozsądne zaangażowanie katolika w życie publiczne oznacza więc roztropność i prawość w osiąganiu celów.
Jednym z nich jest budowa uczciwego autorytetu i obecność w miejscach
decydujących o tworzeniu i stosowaniu prawa. Dlatego też konieczne
wydaje się przyjęcie strategii postępowania w przypadku, gdy nie jest
możliwe osiągnięcie rozwiązań najbardziej pożądanych. Jan Paweł II
w związku z sytuacją, w której nie byłoby możliwe odrzucenie lub
całkowite zniesienie prawa o przerywaniu ciąży – skoro już weszło
w życie lub zostało poddane głosowaniu – wskazał, że „parlamentarzysta,
którego osobisty absolutny sprzeciw wobec przerywania ciąży byłby jasny
i znany wszystkim ludziom, postąpiłby słusznie, udzielając swego
poparcia propozycjom, których celem jest ograniczenie szkodliwości
takiej ustawy i zmierzających w ten sposób do zmniejszenia jej
negatywnych skutków na płaszczyźnie kultury i moralności publicznej” (EV
73). Dlatego też możliwy jest udział w kompromisie politycznym,
ale tylko wówczas, gdy służy to osiąganiu większego dobra, a nie jako
metodą rozwiązywania problemów etycznych lub wyznaczania kryteriów dobra.
W przypadku aborcji rozwiązaniem docelowym jest m.in. prawo
nieakceptujące wskazanie eugeniczne do zabicia dziecka, a w przypadku in vitro – odrzucające tę procedurę jako zagrażającą godności oraz życiu lub zdrowiu dziecka we wczesnym stadium jego rozwoju.
Ogromnym zagrożeniem dla katolików zaangażowanych w kształtowanie
życia publicznego, zarówno w wymiarze ogólnopaństwowym, jak i samorządów
lokalnych oraz działalności pozarządowej, zdaje się ich osamotnienie.
Często się zdarza, że nawet nie uzyskują dostatecznego wsparcia
duchowego, pomocy w kształtowaniu ich sumienia i podpowiedzi co do
postępowania zgodnego z wiarą katolicką. W publicznej ocenie ich
działalności politycznej – co jest naturalne – pojawia się niekiedy
tendencja do krytyki i nieufności ze strony innych członków Kościoła.
Stawiany bywa zarzut braku radykalizmu lub uczestniczenia w gremiach,
które nie spotykają się z pełną akceptacją ze strony niektórych
katolików. Należy wszelako pamiętać, że podstawowym zadaniem ludzi wiary
jest – powtórzmy – być obecnymi w świecie polityki. Ich współdziałanie
przy osiąganiu kompromisów politycznych ma zapewnić, aby ochrona
wartości, podyktowanych przez chrześcijańskie sumienie, była możliwie
najpełniejsza – w określonych warunkach i okolicznościach ich działania.
Kościół i każdy wierny jest odpowiedzialny za prawidłową formację
sumienia. Trzeba znać i rozumieć warunki działania w sferze publicznej,
które rodzą nieustanne zagrożenia dla wierności w dokonywanych wyborach
moralnych.
Politycy i parlamentarzyści stają wobec szczególnej
odpowiedzialności, gdy podejmują decyzje dotyczące sprawy życia
i godności człowieka. Gdy postępują zgodnie z prawym i dobrze
uformowanym sumieniem należy się im szczególna wdzięczność i uznanie,
którą i przy tej okazji trzeba wyrazić. Żyć w zgodzie ze swymi
przekonaniami, umieć je uzasadnić i bronić – nawet narażając się na
konsekwencje, które będą im dawkowane przez logikę koniunkturalnej walki
o władzę - jest tytułem do uznania ich wielkości i wierności wyznawanym
ideałom.
Dokument przyjęty na 361. Zebraniu Plenarnym
Konferencji Episkopatu Polski
Konferencji Episkopatu Polski
Warszawa, dnia 5 marca 2013 r.
sobota, 6 kwietnia 2013
Anna Richey - niesamowite świadectwo o wartości życia każdego człowieka
"Oto dlaczego jestem przeciwniczką
aborcji.
To zdjęcie zostało zrobione 17 lat temu. Miałam wtedy 13 lat i moja córka była wciąż jeszcze objęta intensywną terapią noworodków, ponieważ urodziła się prawie dwa miesiące za wcześnie.
Byłam molestowana przez osiem lat, zanim w końcu zaszłam w ciążę. Tak wiele osób namawiało mnie do aborcji, nawet rodzina. Ale to było moje dziecko, nawet jako trzynastolatka, wiedziałam, że to było dziecko. Ona nigdy nic złego nie zrobiła! Byłam przerażona, że tak wiele osób sądzi, że powinna być zabita, tylko dlatego, że delikatnie mówiąc, jej ojciec był złym człowiekiem. Nigdy nie żałowałam mojej decyzji o tym, aby ją zatrzymać. Moja córka jest JEDYNĄ dobrą rzeczą, która wniknęła z czegoś tak okropnego. Dała mi powód, do tego abym się nie poddawała.
Teraz walczę, aby być głosem tych, którzy, tak jak moja córka, nie zrobili nic, aby zasłużyć na śmierć."
To zdjęcie zostało zrobione 17 lat temu. Miałam wtedy 13 lat i moja córka była wciąż jeszcze objęta intensywną terapią noworodków, ponieważ urodziła się prawie dwa miesiące za wcześnie.
Byłam molestowana przez osiem lat, zanim w końcu zaszłam w ciążę. Tak wiele osób namawiało mnie do aborcji, nawet rodzina. Ale to było moje dziecko, nawet jako trzynastolatka, wiedziałam, że to było dziecko. Ona nigdy nic złego nie zrobiła! Byłam przerażona, że tak wiele osób sądzi, że powinna być zabita, tylko dlatego, że delikatnie mówiąc, jej ojciec był złym człowiekiem. Nigdy nie żałowałam mojej decyzji o tym, aby ją zatrzymać. Moja córka jest JEDYNĄ dobrą rzeczą, która wniknęła z czegoś tak okropnego. Dała mi powód, do tego abym się nie poddawała.
Teraz walczę, aby być głosem tych, którzy, tak jak moja córka, nie zrobili nic, aby zasłużyć na śmierć."
Anna Slaugh Richey
Niesamowite świadectwo Anny Richey o wartości życia każdego człowieka:
Subskrybuj:
Posty (Atom)